Ariadnę poznałam ponad rok temu. Obserwowałam to, co robi, jej rozwój i sukcesy. A jest ich całkiem sporo – Ariadna uczy kobiety, jak przejść przez zawiłości biznesu online, i świetnie jej to wychodzi. Organizuje bardzo popularne webinary, wydaje podcasty, prowadzi grupę na Facebooku, z powodzeniem sprzedaje kursy online. Było dla mnie jasne, że będzie miała wiele do powiedzenia na temat działania i pewności siebie. Tym bardziej że dziedziny, w których dziś jest ekspertką, są dalekie od jej pierwotnego wykształcenia.
Ariadno, jesteś specjalistką od marketingu internetowego, z wykształcenia natomiast – magistrem farmacji. Co sprawiło, że podjęłaś decyzję o zmianie drogi zawodowej?
Pierwsza, największa zmiana nastąpiła wtedy, gdy z farmaceutki stałam się grafikiem. Zaczęło się to w trakcie pobytu w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieszkaliśmy z mężem przez trzy lata. Wiedzieliśmy, że aby pracować tam w zawodzie, muszę zdać dodatkowe egzaminy. Poza tym w chwili wyjazdu byłam w ciąży i chciałam zostać w domu z dzieckiem, a w Stanach urlop macierzyński trwa tylko kilka tygodni. Postanowiliśmy więc, że odpuszczę sobie egzaminy i po prostu będę się zajmować córką.
Ponieważ mam różne zainteresowania, zawsze byłam kreatywna i już wcześniej lubiłam się bawić w Photoshopie – postanowiłam spróbować scrapbookingu komputerowego. Chciałam zachować wspomnienia dla dzieci, stworzyć rodzinną pamiątkę. Początkowo pracowałam w domowym zaciszu, a potem zaczęłam się udzielać na jednej z największych stron internetowych na temat scrapbookingu na świecie. Tam zostałam zauważona. Pierwotnie tworzyłam prace mające reklamować tę stronę, później zapragnęłam zarabiać na projektowaniu, zyskać dodatkowe źródło dochodu – i udało mi się. Moment, kiedy poczułam, że chcę z tego uczynić swój nowy zawód, był przełomowy. Obawiałam się reakcji męża. Do tej pory pracowałam w aptece, a tu nagle zachciało mi się czegoś z zupełnie innej bajki. Na szczęście mąż akceptuje wszystkie moje szalone pomysły i nigdy nie przeszkadza mi w rozwoju. Kiedy powiedziałam mu o swoich planach, opowiedział, że będzie mnie wspierał.
Potem przyszła kolej na działania w marketingu. Skąd decyzja o następnej zmianie?
Ta zmiana przyszła dosyć naturalnie – podążałam za głosem serca. Miałam ochotę to robić i po pewnym czasie po prostu zaczęłam. Przejście od grafiki dotyczącej scrapbookingu do zajmowania się identyfikacją wizualną stron WWW było tak samo płynne jak późniejsze przejście do marketingu, który niesamowicie mnie wciągnął. Żeby móc pomagać klientom, sama musiałam się go uczyć. Temat wciągnął mnie tak bardzo, że po kilku latach nauki postanowiłam podzielić się wiedzą z innymi kobietami – już tutaj, w Polsce.
Czy miałaś pewność co do słuszności tego wyboru? I czy wiedziałaś, że dasz sobie radę w nowej roli?
Myślę, że pewności nie ma nigdy. Żeby być pewnym, trzeba coś zrobić i sprawdzić, czy się udało. Bez wątpienia jednak to było coś, czego chciałam. Zanim pozwoliłam sobie na zmianę z grafika na marketingowca, minęło sporo czasu. Miałam dużo wątpliwości, bo kim ja jestem, żeby innych uczyć marketingu? Co prawda zdobyłam dużą wiedzę, ale czym innym jest wiedzieć, a czym innym – mówić o tym głośno i wystawiać się na potencjalną krytykę. Tak naprawdę już dwa lata wcześniej chciałam to robić, ale wydawało mi się, że aby uczyć innych, najpierw muszę być super ekstra jako grafik i pracować z największymi gwiazdami. Na szczęście w którymś momencie powiedziałam „dość” i zaczęłam działać.
Najpierw stawiałam małe kroki: założyłam grupę na Facebooku, gdzie dzieliłam się wiedzą. Jeżeli mamy specjalistyczną wiedzę, na początku zwykle odnosimy wrażenie, że nie za dużo wiemy – bo to, co potrafimy, jest przecież takie oczywiste. W tej grupie okazało się jednak, że umiem coś, co dla odbiorców jest “wow”. Najpierw przyszło zdziwienie, że to aż tak poszukiwana wiedza, ale oczywiście też radość, że jest duże zapotrzebowanie. Po około trzech miesiącach zaczęłam regularnie robić webinary – i wtedy wszystko się zaczęło.
Zapytałam Cię, czy miałaś pewność co do tego wyboru, bo wydaje mi się, że – jak powiedziałaś – pewności nigdy nie mamy, a wiele osób na nią czeka… w nieskończoność.
Wydałaś już drugą edycję kursu, który dobrze się sprzedaje, udzielasz się w grupie, regularnie tworzysz podcast – to dużo. Skąd czerpiesz na to wszystko siłę?
Największą siłę czerpię z poczucia misji. Z jednej strony to moja wielka pasja, a drugiej chcę pomóc i widzieć, że inni osiągają efekty dzięki temu, co robię – czyli że moja praca przynosi rezultaty. Chyba właśnie to daje mi największego kopa.
Kilka razy aplikowałaś na stanowisko grafika do Dereka Halperna z Social Triggers. Mimo że początkowo zostałaś odrzucona, starałaś się dalej.
Jestem uparta jak osioł. Obrałam sobie cel, powiedziałam: „Chcę, żeby mnie zatrudnił”. Za pierwszym razem podczas rozmowy z Derekiem dowiedziałam się, że nie zostałam odrzucona na zawsze. Zobaczyłam światełko w tunelu i byłam pewna, że się nie poddam – nie było takiej opcji. Nie jest więc tak, że walę głową w mur, choćby nie wiem co. Ale jak sobie coś postanowię, to różnymi sposobami, prędzej czy później, po prostu to osiągam. Pewnie zdaniem niektórych brzmi to zbyt zuchwale jak na kobietę, ale myślę, że mój upór nie jest może taki głupi. Owszem, czasami na pewno jest, jednak potrafię realnie ocenić swoje szanse.
Kieruję się również intuicją – po prostu czuję, że coś jest dla mnie albo że coś dla mnie nie jest. Może się to wiązać ze znajomością siebie i własnych mocnych stron. Mniej więcej wiem, w czym bym się sprawdziła, a w czym zupełnie nie, w jakie obszary po prostu nie wchodzić.
A co pomogło Ci dojść do miejsca, w którym znajdujesz się dzisiaj?
Determinacja, ten mój upór i wizja siebie w przyszłości. Nie mam wizji na 10 lat, ale na rok – owszem. Ważne jest to, że podążam za swoją pasją oraz wykorzystuję mocne strony. I to, że mam wsparcie męża, który trzyma za mnie kciuki, jest ze mnie dumny. Wspiera mnie też konkretnym działaniem – zostaje z dziećmi, kiedy wraca z pracy, a ja mogę się zająć swoją działalnością.
Trochę już o tym mówiłyśmy, ale chciałabym, żeby to wybrzmiało. Czy kiedy realizujesz kolejne projekty, czujesz jakąkolwiek obawę, czy może masz pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem?
Zawsze mam obawy. Tak jak mówiłyśmy – nigdy nie ma pewności, ale bardzo wierzę w sukces i mam swoją mantrę. Kiedy zaczynam coś robić lub pojawia się kłopot, przeszkoda czy trudność, mówię sobie: „Będzie dobrze, dam radę”. Kiedyś nawet nie zauważałam, że często to powtarzam – dopóki nie przesłuchałam podcastu, w którym była mowa o tym, że warto takie zdanie skonstruować. Zdanie, które do nas przemawia. Każdy sobie coś w głowie regularnie powtarza, a później to staje się rzeczywistością. Jeżeli ktoś nieustannie myśli: „Jestem do niczego” i „O Boże, znowu mi się nie udało”, taki schemat w końcu zaczyna być jego życiem. Co więcej, kiedy skupimy się na tym, że jest beznadziejnie, to nawet będziemy tej beznadziei szukać. A jeżeli mówimy sobie coś pozytywnego – „Będzie lepiej, jakoś dasz radę. To jest kłopot, tak, teraz jest do niczego, ale będzie lepiej” – to wreszcie naprawdę będzie lepiej.
Efekt samospełniającej się przepowiedni?
To, na czym się skupiasz, rośnie. Jeżeli uważasz, że jest beznadziejnie, widzisz w życiu tylko rzeczy beznadziejne, bo „przecież mówiłam, że tak będzie”. Na szczęście w drugą stronę też to działa.
Czym jest Twoim zdaniem pewność siebie?
Pewność siebie to wiara we własne siły. Nie chodzi mi o stan, kiedy ktoś uważa, że jest świetny – to raczej narcyzm. Natomiast pewność siebie oznacza dla mnie wiarę, że pokonam trudności, że cokolwiek mnie spotka, wybrnę z tego i pójdę dalej.
A czy Ty uważasz się za pewną siebie kobietę?
Tak, jestem pewna siebie.
Zawsze taka byłaś?
Odkąd pamiętam. W dużej mierze pewnie dlatego, że po prostu potrafiłam sobie poradzić. Co prawda nie miałam w dzieciństwie żadnych wielkich przejść, ale człowiek zawsze z czymś się zmaga. Przykładowo: chyba trzy razy zmieniałam podstawówkę z powodu przeprowadzek. To była trudność, którą musiałam pokonać. I wydaje mi się, że za każdym razem, kiedy coś pokonasz, zyskujesz właśnie pewność siebie. Zawsze dużo uczyłam się sama, ciekawiły mnie różne rzeczy, choćby szydełkowanie – zawzięłam się, otworzyłam książkę i gdy już się nauczyłam, dodało mi to pewności siebie. To były małe rzeczy, ale z czasem złożyły się na poczucie, że jeżeli po prostu będę próbować, zacznę coś robić, to mi się uda.
W dorosłym życiu moja pewność siebie bardzo wzrosła, kiedy zrobiłam test StrengthsFinder i poznałam swoje mocne strony. Wcześniej nie do końca zdawałam sobie z nich sprawę.
Co ciekawe, do moich mocnych stron należy cecha nazywana po angielsku self-assured. Mam w sobie pewność, że to, co robię, jest właściwe. Zastanawiałam się też, czy moja pewność siebie może wynikać z faktu, że mam bardzo ścisłe zasady. Uważam, że jeżeli działamy w życiu tak, jak sobie zakładamy, według własnych zasad, to nie boimy się osądu innych. W samych sobie znajdujemy potwierdzenie, że to, co robimy, jest dobre, a wobec tego jesteśmy dobrymi ludźmi.
Chodzi więc o zgodność z własnymi wartościami?
Dokładnie tak. I wydaje mi się, że występuje tu sprzężenie zwrotne. Im bardziej pokazujesz, że działasz w zgodzie ze swoimi zasadami, tym bardziej ludzie cię szanują, a ty masz większą pewność siebie. Małe kroczki – i tak to się buduje.
Czy Twoim zdaniem nad pewnością siebie można pracować?
Tak, myślę, że można pracować, właśnie na zasadzie małych kroków. Robisz coś, co jest dla ciebie niekomfortowe, i widzisz, że cię to nie zabiło, że jest dobry odzew. A nawet jeżeli odzew jest niekorzystny, należy pracować nad tym, aby nie brać opinii otoczenia do siebie, nie traktować jej jako własnego „ja”. Jeżeli ktoś negatywnie ocenia to, co robisz, pamiętaj, że on patrzy przez pryzmat własnych cech i doświadczeń – i przede wszystkim ocenia twoje działanie, a nie ciebie jako osobę. Wiem, że łatwo się mówi, ale warto robić drobne kroki, bo oczywiście nie każdy postanowi z dnia na dzień robić webinary czy pisać bloga o swoim życiu. Polecam malutkie wyzwania – kiedy już zaczniemy i zobaczymy, że nie ma to tragicznych konsekwencji, będziemy działać dalej i stawać się coraz bardziej pewne siebie.
Czy jest jeszcze jakaś rada, którą chciałabyś dać innym kobietom?
„Nie szukaj potwierdzenia swojej wartości w oczach innych” brzmi moim zdaniem fatalnie, więc ujmę to inaczej: warto po prostu pokochać siebie. Niby banał, jednak trudno to zrobić. Ale można. Rzecz jasna, nie od razu. Zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będziemy się podobać. Powoli, krok po kroku można się nauczyć odporności na rozmaite opinie.
Ariadna Wiczling – daje kobietom odwagę i uczy jak budować swój biznes online.
Jest autorką “Kursu Online w 30 Dni” i darmowego podcastu “Po Nitce Ariadny” dla przedsiębiorczych kobiet z biznesem online, które dostępne są na stronie ponitceariadny.pl.
Pomogła już setkom klientów rozwiązać problemy dotyczące między innymi e-mail marketingu, marki osobistej, projektowania strony internetowej i materiałów do kursu online. Jest konkretna, chętnie dzieli się wiedzą i dobrze jej to wychodzi.
Pokazuje kobietom, że biznes w internecie i technologia nie są takie trudne i że każda z nas również może mieć dobrze zarabiający biznes online.
Ma trójkę dzieci i fantastycznego męża i to oni są powodem stworzenia przez nią biznesu online. Robi to po to, aby być blisko nich.
ponitceariadny.pl
Autorzy zdjęć Ariadny: Andrzej Zając, zdjęcie z wystąpienia: Aldona Piekarska
DARMOWY EBOOK
„20 strategii dla fit ciała i umysłu”
Pobierz ebooka!